Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/100

Ta strona została skorygowana.
—  88  —

den z olbrzymich pni, stojących samotnie śród zrębu, zachwiał się i runął z okropnym trzaskiem, a pod jego brzemieniem ziemia zadrżała.
Wypadek ten szczególnie na Edytę oddziałał. Zdawało jej się, że to zapowiedź jakiegoś nowego nieszczęścia. Piesek strzelca cicho, ale żałośnie zaskomlał, a Natan na to odezwanie się swego towarzysza natychmiast odpowiedział:
— Dobrą masz pamięć, biedny Cukierku, chociaż pięć lat dla ciebie jest bardzo długim przeciągiem czasu. Pod tem właśnie drzewem, które runęło, zamordowano sędziwą babkę, staruszeczkę o srebrnych włosach.
— Jakto, czy widziałeś tę straszną rzeź? — zapytał Roland Natana.
— Ach, mój bracie — odrzekł kwakier — była to pierwsza i ostatnia rzeź, przy której musiałem być obecnym. Zamieszkiwałem w tym czasie chatkę, położoną opodal nad brzegiem rzeki; nieszczęśliwi Ashburnowie byli moimi sąsiadami, a jakkolwiek nie byli dla mnie bardzo przyjaźni z powodu mojej wiary, jednakże serdecznie lubiłem ich piękne niewinne dziatki. Gdy więc razu jednego dostrzegłem ślady bandy Indyan, skierowane ku mojej chacie, pomyślałem sobie: mniejsza o to, niech niszczą moją siedzibę, a zanim tego dokonają, będzie dość czasu ostrzedz Ashburna, ażeby ze swoją rodziną i dobytkiem schronił się do osady pułkownika Brucego.
Przestroga jednak moja, zamiast nakłonić go do ucieczki, przyjęta została przez niego i całą