rodzinę śmiechem lekceważenia, gdyż w owym czasie już ludzie mieli serca zatwardziałe dla mnie, a uszy na moje słowa zamknięte, albowiem nie chciałem walczyć, tak jak oni, z Indyanami. Natenczas, widząc, że nie zważają na moje przestrogi, pobiegłem do osady, zaklinając pułkownika, ażeby z oddziałem konnym pospieszył ku chacie Ashburna i odstraszył napastników, którym bynajmniej nie życzyłem śmierci.
Ale w osadzie powiodło mi się jeszcze gorzej, gdyż wyszydzono mię publicznie; wtedy wpadłem w rozpacz i postanowiłem nie wracać do swej chaty, ażeby nie być świadkiem rzezi biednych kobiet i młodej dziatwy, bo jej nie byłem w stanie przeszkodzić.
Nagle przyszło mi na myśl, iż może Indyanie, nie znalazłszy mnie w chacie, zaczają się dokoła niej w oczekiwaniu na mój powrót, a tem samem opóźnią napad na dom mojego sąsiada, którego będę mógł jeszcze raz ostrzedz.
W towarzystwie więc mego Cukierka spieszyłem ze wszystkich sił i dostałem się niedstrzeżony pod chałę Ashburna, gdy przebiegła psina ostrzegła mię, że Indyanie są ukryci w krzakach. Zaledwie miałem czas ukryć się w kukurydzy, gdy rozległ się przeraźliwy okrzyk bandytów indyjskich, którzy już otoczyli dom mego nieszczęśliwego sąsiada. Była to noc tak ciemna, jak dzisiejsza.
Cała rodzina, a nawet bydlęta zdawały się być pogrążone w jakimś śnie zaczarowanym.
Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/101
Ta strona została skorygowana.
— 89 —