Liczniejsi dziesięć razy, aniżeli dzisiaj, bronili do upadłego ziemi, którą przybysze zamorscy przyszli im wydrzeć. Co tylko może odwaga, przebiegłość, podstęp i wytrwałość, na wszystko zdobywały się te ludy czerwonoskóre dla zagrodzenia drogi białym do wnętrza Ameryki północnej, dla obronienia się od ich przemocy. Ale noże, topory, a nawet strzelby Indyan nie zdołały sprostać działom, karabinom i przeważnej sile i sztuce Europejczyków. Stopniały plemiona dzikie pod mieczem białych, stępiały ich umysły pod wpływem wódki, z którą Europejczycy zapoznali Indyan na ich zgubę. Bronił się pierwotny mieszkaniec tej ziemi w odległych zakątkach, ale wkrótce zniknie już krajowiec z rodzinnej swej siedziby, a rozsiądą się na niej zdobywcze ludy europejskie.
Ustęp z tej epoki podajemy tu naszym czytelnikom, pragnąc ich w formie opowiadania obznajmić z ówczesnymi zapasami, trudami, walkami i niebezpieczeństwami, na jakie bez wytchnienia narażani bywali pierwsi koloniści tego potężnego państwa i jakie ono przechodziło koleje, zanim dorosło do tej obszerności i doszło znaczenia wśród rodziny ludów kuli ziemskiej.
W końcu nadmienić wypada, że osoby i zdarzenia, w ciągu opowiadania zamieszczone, są po największej części prawdziwe.