Poczem odetkał szpunt i przez chwilę rozkoszował się wyziewami tego upajającego płynu, który Indyanie w swym obrazowym języku nazywają wodą ognistą.
Nakoniec cała horda, wydawszy okrzyk pożegnalny, rozdzieliła się. Piankishaw przymocował koniec długiego rzemienia do więzów Rolanda, drugi zaś do swego siodła. Nieszczęśliwy jeniec z boleścią spoglądał w krzaki, w których mniemał, znajdowały się dwie niewolnice: Edyta i Telie. Nie miał on i tej pociechy, ażeby mógł choć jednem słówkiem pocieszyć ukochaną siostrę.
Już dano znak do pochodu, kiedy z pomiędzy krzaków, o których wspominaliśmy dopiero, wypadła Telie. Lotem strzały rzuciła się ku Rolandowi i zaczęła rozplątywać węzły rzemieni, którymi był skrępowany. Piankishaw odtrącił dziewczynę; Telie potoczyła obłąkanym wzrokiem po Indyanach, a ujrzawszy trzeciego wodza, pobiegła ku niemu i błagalnym głosem zawołała:
— Ojcze! Mój ojcze! Nie pozwalaj go uprowadzać, wszakże mi to przyrzekłeś.
— Milcz! Głupia dziewko! — krzyknął Daniel Doe.
Czytelnicy zapewne przypominają sobie to, cośmy powiedzieli w drugim rozdziale niniejszego opowiadania o Danielu Doe, wiedzą zatem, iż człowiek ten był ojcem Telii, że pojmany przez Osagów, przybrał ich strój i zwyczaje dzikich. Obecnie widzimy, iż do tego stopnia zerwał wszystkie węzły, łączące go z plemieniem
Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/158
Ta strona została skorygowana.
— 144 —