Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/177

Ta strona została skorygowana.
—  163  —

— Mówisz jak mąż — rzekł Natan z radością, ściskając silnie rękę młodzieńca — lecz uspokój się, siostra twoja jeszcze żyje i mam nadzieję, iż żyć będzie. Ażebyś przekonał się, że cię nie łudzę, powiedz mi, czy pomiędzy Indyanami lub białymi masz nieprzyjaciela, któremuby zależało na twej śmierci? Czy nie masz wroga w swej rodzinnej prowincyi, któryby nie wahał się wejść w przymierze z Indyanami, byle cię tylko zamordować?
— Mam nieprzyjaciół, ale jestem pewien, iż żaden nie posunąłby swej nienawiści ku mnie do tego stopnia, żeby się łączyć z dzikimi.
— Tedy nie wiem, co o tem wszystkiem sądzić — rzekł Natan. — Gdym opuścił was w zwaliskach chaty, przesuwałem się około osobnego ogniska, przy którem zdala od Osagów siedział jakiś biały i naradzał się z Danielem Doe, w jaki sposób możnaby zdobyć chatę, nie narażając życia Edyty. I zaprawdę, znając zręczność Indyan w strzelaniu, nie mogłem wyjść z podziwienia, że nam tak mało zrządzili szkody, ale rozmowa tych dwu łotrów oświeciła mnie dopiero, iż dlatego strzelali w górę, żeby kobietom nie zadać ciosu. Widziałem wówczas czerwony zawój na głowie nieznajomego i słyszałem wyraźnie, jak się z nim Daniel Doe targował o wysokość nagrody za porwanie twej siostry. Czy myślisz, że korale, strzelby i wszystko, co widziałeś, pochodziło ze zrabowanych domostw? Nie, nie, to była nagroda, którą człowiek w zawoju wypłacił dzi-