nego i kilka garści ziarn kukurydzy, zachęcając Rolanda, ażeby się posilił. Ale kapitan nie miał najmniejszej chęci do jadła. Wyczerpany trudami i cierpieniem zarówno fizycznem, jak i moralnem, rzucił się, jak kłoda, na miękkie posłanie i zasnął snem twardym.
Natan, ułożywszy broń tak, ażeby w każdej chwili mógł ją uchwycić i upomniawszy Cukierka, aby był czujnym, poszedł za przykładem kapitana. W parę minut potem usnął głęboko, jak człowiek, który przez dwie doby nie zmrużył oka i w ciągu tego czasu zniósł niemało trudów.
Przecudny ranek zajaśniał promiennymi blaskami jutrzenki, gdy Roland, zbudzony przez Natana, krótką, ale gorącą modlitwą błagał Stwórcę, ażeby mu dozwolił oswobodzić siostrę. Tymczasem Natan przygotował skromny posiłek, którego młodzieniec, wzmocniony pokrzepiającym snem, wcale nie odmówił. Członki jego były wprawdzie jeszcze sztywne i zbolałe, ale za to duch, przepełniony błogą nadzieją, zaczerpniętą w modlitwie, był spokojny i mężny.
Po spożyciu śniadania wyruszyli w dalszą drogę i puścili się dziką samotną ścieżką, wiodącą przez najodludniejsze zakąty puszczy.