Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/197

Ta strona została skorygowana.
—  181  —

Obydwaj strzelcy wypadli z krzaków z okrzykiem i poskoczyli wprost ku ogniowi, gdzie leżały nabite strzelby poległych, ale i dzicy rzucili się w tę stronę, chcąc nie dopuścić tam nieprzyjaciół. Jeden z nich pozostał w tyle, a krzyk tryumfu zabrzmiał z ust jego, on bowiem sam tylko nie dał się uwieść podstępowi Natana. Broń jego była jeszcze nabita i z dziką radością wymierzył ją prosto w pierś kwakra.
Lecz tryumf jego nie trwał długo, a kula zagrażająca życiu Natana w bok poszła. Jeniec dotąd lezący na ziemi, na widok powalonych dwóch wrogów, nadludzkim wysiłkiem stargawszy więzy, rzucił się z grzmiącym okrzykiem na dzikiego, celującego do kwakra i uderzył go w ramię w chwili, gdy pociągał za kurek; poczem potężnem uderzeniem pięści zwaliwszy go na ziemię, zaczął się z nim pasować. Obadwaj nie mieli broni, bo Osagowi, upadającemu na ziemię, nóż z za pasa wyleciał. Rozpoczęła się straszna walka pomiędzy nimi, jeden drugiego usiłował zdusić, ale siły obydwóch i zręczność były prawie równe. Zgrzytając zębami i miotając na siebie przekleństwa, toczyli się po ziemi, aż nad brzeg huczącego potoku i we wzajemnem objęciu zniknęli w jego nurtach.
Podczas tej walki zawziętej bój toczył się pomiędzy czterema przeciwnikami, ale Indyanie ani biali nie mieli czasu użyć broni ognistej; rzucili się na siebie z siekierami, postanowiwszy zwyciężyć lub umrzeć. Natan wprawną ręką rzu-