się ku niemu. Chłopak szybkim strzałem powala Indyanina, grożącego mu śmiercią, gdy tymczasem drugi rabuś uchodzi na skradzionym koniu. Niepodobna było ścigać go, tembardziej, że powalony, a tylko lekko ranny Osag zerwał się z ziemi i poskoczył na chłopca. Walka była uporczywa, bo, chociaż dziki, raniony w prawą rękę, nie mógł jej używać, był jednak silnym i doświadczonym w boju szermierzem. Tom mógł ujść przed nim, ale zaciętemu chłopcu zachciało się czupryny Osaga, i nakoniec zdobył ją, wbiwszy nóż myśliwski w piersi dzikiego aż po same jelce. Możesz sobie wystawić zadziwienie całej osady, kiedy niedorostek wrócił do nas bez konia wprawdzie, ale za to z krwawą oznaką odniesionego zwycięstwa.
W ciągu tego opowiadania nasi podróżni dojechali przed dom pułkownika, który, wprowadziwszy ich do mieszkania, przedstawił jako krewnych swej rodzinie.
Pułkownik Bruce, od lat dziesięciu zarządzający osadą, zamieszkiwał równie skromny, choć nieco obszerniejszy budynek, jak inni koloniści. Rodzina jego składała się z żony, dwóch synów i dwóch córek, Toma już poznaliśmy w poprzedzającym rozdziale; młodszy syn miał