Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/201

Ta strona została skorygowana.
—  185  —

budzącej się w sercu przychylności dla Ralfa. — Więc popadłeś w niebezpieczeństwo jedynie dlatego, że chciałeś wyswobodzić moją biedną siostrę?
— Byłżebym godnym połykać powietrze gdybym o niej zapomniał?! Na godzinę przed waszem przybyciem postrzeliłem jelenia i z tej to właśnie przyczyny dostałem się w łapy tych ludożerców. Trzeba wam bowiem wiedzieć, że gdy Tom Bruce odzyskał zmysły...
— Jakto? Tom Bruce żyje? — zapytał Roland zdumiony.
— Czekajże, zacny wodzu karawany. Niechaj ci wszystko po porządku opowiem. Rana jego nie była ciężka, bo kula ześlizgnęła się po żebrach. Znalazłem go omdlałego na polu bitwy, a ten prześliczny koń kapitana Rolanda, za którego pożyczenie ten sam Tom Bruce chciał mię powiesić, złapany przeze mnie, posłużył do ratunku Toma. Przyrzekł mi on, że jak tylko dostanie się do Claytonhouse, natychmiast skłoni ojca, ażeby z dostateczną siłą wyruszył w te strony dla ocalenia anielskiej damy. Sam zaś szedłem wciąż za gromadą tych królobójców, ażeby dotrzeć aż do ich legowiska, które znam dobrze, bom już kilkakrotnie je nawiedzał w interesie mojego powołania.
Trzeba jednak wiedzieć, że byłem piekielnie głodny i nogi moje wycieńczone osłabieniem zaczęły mi wymawiać posłuszeństwo. Trzy dni prawie nic nie jeść to także coś znaczy. Otóż