gów w krzaki, dla ukrycia ich przed współziomkami, a następnie zasiedli do posiłku. Po skończonej wieczerzy, kwakier zabrał rozmaite przedmioty, należące do Indyan, pościągał z nich szaty i wszystko to zawiązał w jeden tłumoczek. Następnie porozbierał strzelby Indyan; zamki gdzieindziej, a osady jako też i lufy poukrywał w bezpiecznych miejscach. Nakoniec, zatarłszy wszelkie ślady stoczonej walki wyruszył naprzód, a Roland i Ralf z ochotą udali się za nim.
Wieczór już zapadać zaczynał, gdy nasi przyjaciele, przedzierając się przez najgęstsze zarośla i najniedostępniejsze manowce, stanęli nakoniec na grzbiecie wzgórza, u którego spodu rozciągała się wieś ojczysta Czarnego Sępa, zwanego inaczej Kamiennem sercem lub Wenongą. Ostatnie promienie zachodzącego słońca purpurowem światłem oblewały dolinkę niezbyt obszerną, w której rozsiadły się wigwamy indyjskie. Środkiem płynęła rzeczka, ocieniona grupami drzew. Dalej widać było pola zasiane kukurydzą, a poza niemi, na drugiej stronie rzeczki, gdzie dolina ginęła poza wysuniętą naprzód górą, unosiły się lekkie obłoczki niebieskiego dymu, wznoszące się z chat indyjskich, zbudowanych ze skór bawolich.