Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/211

Ta strona została skorygowana.
—  195  —

coby mogło obudzić podejrzenie dzikich. Jeżeli dojrzał w której chacie palący się ogień, dowodzący, że mieszkańcy jej jeszcze nie spali, przesuwał się koło niej jak najostrożniej. Tu i ówdzie leżał pod wigwamem dziki, śpiący na ziemi; napotykał ich nawet po drodze, w miejscach, gdzie nadużycie wódki z nóg ich zwaliło. Takich to uśpionych Osagów stary strzelec unikał, starannie przechodząc na palcach, a nawet czołgając się, jeżeli dostrzegał, że dziki nie jest w głębokim śnie pogrążony.
Należało też być bardzo przezornym, bo wieś nie była tak ogołocona z mężów zdolnych do broni, jak to kwakier wnosił. Widać, że część wojowników tylko udała się na wyprawę, przeciwko białym, reszta zaś powróciła do niej po schwytaniu Edyty i Telii.
Nakoniec Natan dostał się szczęśliwie do środka wsi. Tu tkwił w pośrodku złowieszczy pal męczarni, okopcony dymem stosów, na których palono ofiary, a naprzeciwko niego wznosiła się obszerna budowla, będąca miejscem narad wodzów. Zbudowana z okrąglaków, a nie jak inne z chróstu, okazywała swoją powierzchownością, że tu odbywały się najważniejsze sprawy pokolenia. Tuż obok niej stała obszerna chata z chróstu upleciona.
Natan podszedł pod jedną ze ścian i przez szparę pomiędzy gałązkami, z których składała się chata, zajrzał do jej wnętrza: w środku pło-