Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/215

Ta strona została skorygowana.
—  199  —

nacka dzikiego i zabiwszy go, naznaczył czerwonym krzyżem, aby napędzić strachu przesądnym Indyanom.
— Mniejsza o tamtego — zawołał Doe — ale wytłumacz mi śmierć drugiego z pośród nas, przy oblężonej chacie. Nie ugodziła go kula oblężonych, bo miał gardziel nożem rozpłataną. Któż go zabił? Co?
— No, zabić go ktoś musiał, ale czyż koniecznie na to potrzeba było leśnego dyabła?
— Niedowiarku — krzyknął Doe z gniewem — wytłómaczże mi teraz, jakim sposobem giną wojownicy tej wioski w czasach najgłębszego pokoju, w czasie nawet, kiedy chwilowe przymierze wiązało nas z osadnikami? Tu, tu we wsi, znajdowano zrana pomordowanych wojowników, we własnych chatach, wśród nocy. Od dziesięciu lat siedemnastu znaleziono zabitych we wsi w ten sposób. Kto ich zabił, kto zdarł im czupryny? Kto ich pierś krwawym krzyżem naznaczył? Pomiędzy naszymi niemasz ani jednego, któryby bez trwogi zasypiał co noc, ani jednego, któryby się odważył sam jeden zagłębić w puszczę; bo żaden nie zdoła przewidzieć, czy groźny Duch nie zamorduje go znienacka, czy nie wnijdzie w nocy do jego chaty i nie wydrze mu życia.
— I skądże ta zaciętość mniemanego ducha na waszą osadę? — zapytał obcy, nieco zainteresowany opowiadaniem Doego.
— Plemię tutejsze pokutuje za straszny czyn, dokonany przed dziesięciu laty: niewinna rodzina