słuchawszy go — żałuję serdecznie, że zamiar twój jest prawie niepodobny do spełnienia. Wszystkie grunty na kilkaset sążni wokoło należą do naszych osadników; żaden ci nie odstąpi i piędzi ziemi, niepodobna zaś, ażebyś dopiero w głębi puszczy karczował las i tam pola zakładał. Czerwone skóry[1] paliłyby i niszczyły co rok twoje zasiewy, i straciłbyś ze szczętem szczupłe mienie, jakie posiadasz. Ja mam mało roli, podzieliłbym się z tobą, ale nie wystarczyłoby jej dla naszych obu rodzin. Wierz mi, daleko lepiej zrobisz, jeżeli wyruszysz ze swoimi towarzyszami ku ujściom Ohio, tam dostaniecie jeszcze za darmo tyle ziemi, ile jej zdołacie uprawić, i w krótkim czasie przy pracy możesz dojść do zamożności.
— Zrobię, jak mi radzisz, kochany pułkowniku, lubo wyznam ci szczerze, iż milejby mi było pozostać między wami. Czy w naszej dalszej podróży napotkamy wiele niebezpieczeństw i trudów?
— Najmniejszych — odpowiedział Bruce — droga wydeptana przez karawany, które się przed wami w tamte strony udały, jest bardzo Znaczna i szeroka; z łatwością przebędziecie ją z waszym taborem. Co się tyczy Indyan, tych niezawodnie nie napotkacie. Odkąd w roku zeszłym przetrzepaliśmy ich porządnie, żaden nie śmie się pokazać w tych stronach. Zresztą ku północy lasy
- ↑ Tem mianem osadnicy amerykańscy nazywają Indyan.