Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/225

Ta strona została skorygowana.
—  209  —

wbrew rozkazowi, ażeby nikt nie zbliżał się do uwięzionej, ośmieliła się tak postąpić. Przyrzekała wreszcie, że odwiedzi ją znowu, byle tylko dozwoliła jej teraz odejść.
Ale Edyta, pomimo najszczerszych zapewnień, nie chciała puścić od siebie Telii i gdy dopiero skutkiem zbytecznego wzruszenia omdlała, powiodło się córce Doego wymknąć z jej rąk i wybiedz z chaty.
Natan widząc ją wychodzącą, przyległ do samej ziemi i czekał, dopóki nie zniknie za drzewami. Potem z niezmierną przezornością przekradł się koło śpiącego wodza i obok pogrążonych we śnie wojowników i szczęśliwie dostał się do krzewin, w których pozostawił Kalla Stackpole’a. Znalazł go pogrążonego w głębokim śnie i tak głośno chrapiącego, że mógłby chrapaniem zaalarmować całą wieś, gdyby nie to, że mieszkańcy jej, upojeni wódką, spali również jak zabici.
— Niech mię grom roztrzaska! — krzyknął, gdy ramię Natana silnie go wstrząsnęło. — Usnąłem, jak niedźwiedź w zimie; to szczęście, że te niedołęgi nie dosłyszeli mojego chrapania. Cóż nowego przynosisz stary wilku?
— Wszystko idzie dobrze — rzekł Natan. — Daj mi jedną uździenicę.
— Co? Uździenicę? A tobie ona na co? Czy nie myślisz kraść koni i fuszerować mój zawód?
— Nie przyjacielu, potrzebna mi jest do związania starej Indyanki, strzegącej, Edyty.