Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/226

Ta strona została skorygowana.
—  210  —

— A więc. znalazłeś anielską damę! — zawoła! Ralf zachwycony. — Prowadź mnie natychmiast do niej, a pochwycę ją w moje szpony i uniosę daleko od tej jaskini rozbójników. Zawołajmy kapitana, niech i on dopomoże nam w wyswobodzeniu tego biednego dziecka.
— Kapitan, chociaż odważny i dzielny, byłby nam raczej zawadą, aniżeli pomocą w pośrodku wsi indyjskiej. Pełno w niej wojowników; oprócz Osagów kilkunastu Wyandotów śpi koło domu rady. Śpiesz co żywo do stadniny i jeżeli możesz, wybierz cztery konie najlepsze. Kiedy je będziesz miał, prowadź je dla zmylenia pogoni w stronę przeciwną tej, z której przyszliśmy, a potem przepraw się przez strumień i czekaj na nas u stóp góry, z której ujrzeliśmy tę osadę. Tam nas znajdziesz, czekających na ciebie. Pamiętaj wypełnić jak najściślej, co ci polecam, inaczej wszystko stracone.
— Krwawy Natanie! — odrzekł Ralf — jeżeli nie skradnę najlepszych koni z koszar, to niech mi te czerwone szatany serce usmażą. Jeżeli nie wypełnię jak najściślej twoich poleceń, nazwiesz mię Osagiem. Oto moja przednia łapa, wal w nią, stary niedźwiedziu!
Natan i Ralf udali się każdy w swoją stronę, stosownie do umowy. Tymczasem Roland niecierpliwił się na swojem stanowisku, a po upływie godziny, nie mogąc doczekać się powrotu swych sprzymierzeńców, postanowił udać się w ich ślady. Właśnie gdy tamci prowadzili z sobą do-