przestrachu. Na jednym z nich w samym środku tabunu siedział Ralf, trzymając w ręku końce wielu uździenic, lecz niezdolny utrzymać koni na nich prowadzonych. Indyanie ze wszystkich stron biegli, usiłując dostać się do Ralfa i pochwycić go.
Gdy płomienie rozjaśniły wieś, Natan mniemał, iż nie zdoła ujść dzikim. Skoro jednak dostrzegł, że uwaga ich zwróciła się wyłącznie na Ralfa, postanowił skorzystać z powszechnego zamieszania i unieść Edytę w zarośla.
— Nieszczęśliwy — mruczał Natan — przez swoje głupstwo dostał się w moc dzikich i przypłaci to swoją czupryną. Dzięki niebu, że mi się udało przynajmniej uratować brankę.
Na nieszczęście słowa te choć cicho wymówione usłyszał człowiek ukryty w zaroślach, otaczających chatę Wenongi. Wypadł natychmiast z krzaków a przerażony Natan poznał w nim Rolanda, którego bytności wcale się nie spodziewał tutaj.
— Prędzej, prędzej, na miłość Boską! — zawołał kapitan.
— Wszystko popsułeś — rzekł Natan z gorzką wymówką. W tejże chwili Edyta na widok brata wydała okrzyk radości, który pomimo hałasu i wrzawy panującej w osadzie zabrzmiał donośnie.
— Zgubiłeś nas! — krzyknął Natan. — Ratuj się sam przynajmniej.
Na okrzyk Edyty kilkunastu Indyan rzuciło się w stronę, skąd ich doszedł. Roland postano-
Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/235
Ta strona została skorygowana.
— 217 —