— Żyje i żyć pewnie będzie, jeżeli zechce zaspokoić ciekawość Czarnego Sępa. Ba, wtedy obsypie go darami i gotów go jeszcze swoim czarnoksiężnikiem zrobić.
— Cóż zrobią z Ralfem?
— Spalą go jak szczura — odpowiedział Daniel.
— A ze mną?
— To zależy zupełnie od ciebie. Jeżeli dobijemy targu, będziesz sobie żył swobodnie w majątku swego wuja, jeżeli nie spalą cię dzicy już dla tego samego, żeby pożreć twoje serce. Głupcy ci mniemają, że spożycie serca dzielnego wojownika dodaje męstwa tym, którzy je zjedli.
— A moja siostra?
— O nią się nie troszcz. Szczęśliwy ją los czeka jeżeli będzie rozsądna. Wziął ją pod opiekę potężny człowiek, który jej nie da zakrzywić włosa na głowie i...
— A tym potężnym człowiekiem jest Ryszard Braxley! Najnędzniejszy łotr, jaki kiedykolwiek na świecie zatruwał powietrze swoim jadowitym oddechem. Jak poważacie się, nikczemnicy, dotykać tej szlachetnej dziewicy?
— No, już to przyznaję, że Braxley jest większym nikczemnikiem ode mnie, gdyż on to wyprowadził mię na łotra. Ale i na niego nie masz tak dalece co narzekać. Cóż bowiem złego, że się chce ożenić z twoją siostrzyczką?
— O nędznik!
— Mój kapitanie, byłem i ja niegdyś uczciwym człowiekiem, ale dajmy temu pokój. Już
Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/249
Ta strona została skorygowana.
— 231 —