mi się z dzieciakiem i oddałem ją pod opiekę pułkownikowi Bruce.
— Jakto... więc Telie?...
— Jest Klaryssą Iverton, a nie moją córką, bo ja córki nigdy nie miałem.
— A zatem jej przypada majątek mojego stryja?
— Więc gdybyś został kiedy jego dziedzicem... — zagadnął Atkinson.
— Zwróciłbym go natychmiast prawej sukcesorce.
— I zrobiłbyś niepotrzebne głupstwo, gdyż stryj, żałując popędliwości swojej, odwołał późniejszym testamentem darowiznę dóbr, a tylko przeznaczył Klaryssie cztery tysiące gwinei posagu.
— Ależ ten drugi testament został zniszczony.
— Bynajmniej... Patrz — mówił, dobywając zwitek pergaminu — oto ów dokument. Czytaj dodał, podniecając ognisko i rozpościerając pismo przed okiem Rolanda. — Testament, spisany podług wszelkich form prawnych.
Roland zatopił wzrok z ciekawością w dokumencie. Był on spisany własnoręcznie przez Ralfa Forrestera, a czego się młodzian nigdy nie spodziewał, tchnął czułą tkliwością ku niemu i Edycie. Skończywszy czytanie, odezwał się do Atkinsona:
— Uwolnij mię z więzów i oswobodź moją siostrę, a dam ci w darze piękną kolonię w dobrach mojego stryja i jeszcze pieniędzy tyle, ile będę mógł.
— Dobrze to jest — rzekł tamten, zwijając
Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/251
Ta strona została skorygowana.
— 233 —