— Chcesz czy nie? Przyjmujesz czy odrzucasz moje warunki? Pytam cię po raz ostatni! — zawołał Atkinson oburzony, że upór Rolanda niszczy jego plany.
— Nie! Nie i jeszcze raz nie! — krzyknął Roland. — Precz z moich oczu!
— Giń więc, młodziku! — odparł z gniewem tamten. — Mimo twego szalonego uporu, ona będzie żoną Braxleya! Nie przypisujże swej zguby mnie, ale swojej głupocie. Chciałem cię uwolnić, nie chcesz, a więc przepadnij!
To powiedziawszy, Atkinson opuścił chatę w największym gniewie. Wszystkie jego zamiary runęły, a wykradzenie testamentu nie na wiele mu się przydało. Skoro wyszedł, natychmiast dwaj Indyanie wrócili i zajęli swe miejsca obok więźnia milcząc jak dwa miedziane posągi. Milczenie to było na rękę Rolandowi, mógł bowiem bez przeszkody rozmyślać nad okropnem położeniem swojem i Edyty, oraz gotować się na śmierć, której spodziewał się w dniu następnym.
Podczas powyżej opisanej rozmowy zaszła inna scena w chacie Wenongi. W niej to trzymano Natana jako najznakomitszego z pomiędzy pojmanych jeńców.