w nadziei, że naznaczona testamentem dziedziczka da się odszukać. Twierdził on, że dziecię nie zginęło w pożarze, ale zostało uprowadzone przez nieznaną osobę, na której ślady już natrafił, że pożar umyślnie wzniecono już po uprowadzeniu dziecka dla zatarcia po niem śladów i rozpuszczenia pogłoski, że się spaliło. Rzucał przy tem niewyraźne podejrzenie, jakoby Roland był sprawcą tego czynu, ażeby tym sposobem prawną dziedziczkę usunąć, a spadek zapewnić sobie i Edycie.
Braxley tak umiał nadać twierdzeniom swoim pozór prawdy, iż powszechnie mu uwierzono. Roland nie mógł udowodnić śmierci dziewczęcia, a widząc, że na drodze procesu nie zdoła pokonać przeciwnika, zaprzestał wszelkich zabiegów. Nie namyślając się długo, wziął uwolnienie z wojska, sprzedał wszystkie sprzęty i ruchomości, prócz niezbędnie potrzebnych i zabrawszy siostrę, przyłączył się do gromady wychodźców, która, jak już wiemy, obrała go swoim naczelnikiem.
Pułkownik, wysłuchawszy opowiadania Rolanda, uczuł dla niego jeszcze większy szacunek, widząc, jak szlachetnie poświęcił całą swą przyszłość ukochanej siostrze. Uścisnąwszy mu zatem serdecznie rękę, rzekł:
— Żałuję mój Rolandzie, że nie możesz pozostać pomiędzy nami, mam jednak nadzieję, że niedługo prawda wyjdzie na wierzch, jak oliwa, i wyda się matactwo tego łotra Braxleya, a wy powrócicie do posiadłości, po stryju pozostałych. Zanim to nastąpi, uważaj mnie za prawdziwego
Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 16 —