Północ była, gdy Wenonga legł pod ciosami Natana. W osadzie indyjskiej pogasły światła, cisza panowała głucha, a gdy mściciel uchodził w lasy, ciało starego wodza stygło rozciągnięte na podłodze jego własnego wigwamu.
Rolanda zbudził o świcie jakiś dziki wrzask, napełniający osadę indyjską. Naprzód przeciągły jęk wybiegający z ust niewiasty. Potem nastąpiły okropne wycia mężczyzn. Głosy te, zwiększając się i rosnąc coraz bardziej jak fale wzbierającej rzeki, ogarniały wieś całą. Wojownicy, starcy, kobiety, dzieci, cała ludność osady wydawała okropne wrzaski, malujące przerażenie, trwogę i rozpacz.
Jeniec, nie mogąc odgadnąć przyczyny tego zamieszania, spoglądał na swych strażników, którzy na pierwszy odgłos zerwali się z miejsc i pochwyciwszy broń w rękę, zmieszanym wzrokiem spoglądali na siebie. Wrzaski wciąż ponawiały się, a obaj wojownicy, nie mogąc już dłużej poskromić ciekawości i przerażenia, wypadli z chaty. Roland napróżno usiłował dojść przyczyny tej wrzawy. W pierwszej chwili mniemał, że osadnicy biali napadli wieś, ażeby go wyzwolić. Lecz napróżno z natężonem uchem czekał okrzyku bia-