Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/283

Ta strona została skorygowana.
—  263  —

i wzbudził we wszystkich osadnikach podziw i uwielbienie.
Ale gdy krwawa walka ustała, kiedy zwycięzcy, spaliwszy wieś, rozpoczęli odwrót, nieustraszony wojownik i doświadczony wódz zamienił się napowrót w cichego i potulnego kwakra. Wojowniczy zapał zgasł w jego oku, chód stracił śmiałość i pewność, a kiedy najwaleczniejsi osadnicy, otoczywszy go, okrywali pochwałami i unosili się nad jego walecznymi czynami, Natan spuścił oczy i kiedyniekiedy rzucając przelotne i bojaźliwe wejrzenia na nich, postępował wolno pełen niespokojności, zakłopotania i przerażenia, jakby się starał wymknąć pochwałom.
Na szczęście zakłopotanego kwakra nadjechał kapitan Roland ze swoją siostrą. Natan umyślnie pozostał w tyle i przyłączył się do niego ażeby odłączyć się od osadników.
— Natanie! — zawołał Roland, wyciągając ku niemu rękę. — Czemże ci odwdzięczę się za to, coś uczynił dla nas, coś zrobił dla obcych, nieznanych ci przybyszów! Edyto! To nasz zbawca, to nasz prawdziwy przyjaciel, ojciec!
— O nigdy, nigdy nie zapomnimy o tem, zacny człowieku! — mówiła Edyta, a uśmiech wdzięczności okrasił blade jej liczko.
— Przestańcie, bracia moi — rzekł skromnie Natan. — Com dla was zrobił, jeżeli w istocie coś uczyniłem, zrobiłbym dla każdego najuboższego chrześcijanina a nawet dla Indyanina, nienależącego do plemienia morderczych Osagów.