uzbrojenie, torba myśliwska z kulami i duży róg prochu dopełniały go.
Gdy pułkownik z synem i Rolandem pojawili się na placu, Ralf wywijał tomahawkiem[1] na wszystkie strony i, opowiadając głośno o Duchu Puszczy, robił tak zabawne miny i gesty, że wszyscy do koła głośnym wybuchali śmiechem.
Ujrzawszy nadchodzących, silnym skokiem rozepchnął otaczających go osadników i, stanąwszy w mgnieniu oka przy pułkowniku, pochwycił go za rękę, silnie nią wstrząsnął i zawołał:
— Najuniżeńszy hołd walecznemu pułkownikowi! Witam cię, młoda latorośli znakomitego szczepu — dodał, ściskając dłoń Toma. — Ha, otóż i obcy! Moje uszanowanie, waleczny dowódco wychodźców, cóż nam przynosisz nowego z Wirginii? Ach! Przepraszani, nie przedstawiłem się: jestem Ralf Stackpole, aligator z nad rzeki Słonej.
— Nie jestem ciekaw poznać go — rzekł zimno Roland, którego oburzyła poufałość, złodzieja koni.
— Niechaj mnie grom roztrzaska! — wrzasnął Ralf — on mnie lekceważy. Mospanie! wiedz o tem, że jestem szlachcicem i obrazy we krwi obmywam. Pięść, ząb, pazury, strzelba, pistolety, nóż albo tomahawk, służę ci na wszystko! Kukuryku!
Wyrzekłszy to ostatnie słowo głosem, naśla-
- ↑ Siekiera indyjska, używana jako broń przez dzikich.