dwie godziny później połączysz się ze swymi towarzyszami.
— Jednakże nuż się zbłąkamy — zauważył Roland. — Czyliż na jednym człowieku tak ci wiele zależy, pułkowniku, że mi przewodnika odmawiasz?
— Zresztą dam ci go. Bobie! — zawołał Bruce na jednego z konnych — przeprowadzisz kapitana Forrestera przez Górny Bród, aż do wzgórza Horsehill, gdzie niezawodnie karawana obozuje. Burza ustała i sądzę, że nie popsuła drogi; jedź, ale wracaj jak najspieszniej, znajdziesz nas na drodze do Clayton.
To powiedziawszy, skłonił się grzecznie Edycie, która nadjechała co tylko w towarzystwie Cezara, ścisnął rękę Rolanda i spiąwszy konia ostrogami popędził za swym oddziałem, który już był o kilkaset kroków, na drodze wiodącej ku brzegowi Kentuky.
W kilka minut potem jeźdźcy zniknęli w oddaleniu, a w osadzie na nowo zapanowała cisza. Roland z Edytą i Cezarem wyruszyli w podróż, poprzedzani przez niechętnego przewodnika, który ciągle mrucząc pod nosem i spoglądając pochmurno, okazywał, że tylko przez posłuszeństwo dla pułkownika towarzyszy im w podróży.