o ile możności przyspieszyć jazdę, ażeby przed zachodem słońca wydostać się z puszczy. Popędził więc przodem, pilnie zważając na nacięcia siekiery; za nim jechała Edyta, tylną zaś straż tworzył Cezar i tak przeszło pół godziny podróżowali nie mówiąc do siebie ani słowa.
Wtem murzyn, posłyszawszy w niejakiej odległości za sobą tętent konia, pospieszył zawiadomić o tem kapitana.
— Czy przypadkiem nasz przewodnik nie namyślił się naprawić złego, które nam wyrządził? — zapytała z niechęcią Edyta.
— Musimy dowiedzieć się, kto to taki — zawołał Roland, zwróciwszy konia. Zaledwie jednak ujechał kilka kroków, gdy z gęstwiny ukazała się Telie Doe, pędząca cwałem w ślad naszych wędrowców.
— Co tu robisz? — zapytał ze zdziwieniem Roland, gdy obok nich stanęła.
— Przybywam zastąpić niegodziwego przewodnika — odpowiedziała Telie — jestem pewną, że zbłąkacie się w puszczy, przyjmijcie więc moje usługi.
— Lecz skąd się wzięłaś tak prędko w lesie? Wszak zaledwie pół godziny minęło, jak nas ten niegodziwiec porzucił.
Telie zarumieniła się i zmieszała mocno na to pytanie.
— Kłamać nie umiem — odpowiedziała z zakłopotaniem — więc wyznam wam szczerą prawdę. Już na miejscu, w osadzie, widziałam niechęć
Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/59
Ta strona została skorygowana.
— 49 —