— Mylisz się! Droga do Górnego Brodu idzie na prawo.
— Nie, nie! zawołała Telie, spłonąwszy jak róża — to jest właśnie droga, którą powinniśmy jechać dalej.
— Pułkownik wyraźnie mi powiedział, że chcąc się dostać do Górnego Brodu, należy jechać na prawo od strzaskanego dębu.
— Wierz mi i zaufaj, panie, że was dobrze doprowadzę — jąkała Telie.
Roland spojrzał jej bystro w oczy, a potem, nie odezwawszy się ani słowa, skierował według informacyi pułkownika konia na prawo. Edyta i murzyn pojechali za nim. Telie, wahająca się i niezdecydowana została w miejscu.
— Dlaczego wahasz się? — zawołała na nią Edyta. — Wierz mi, że jesteś w błędzie, jedź prędzej za nami.
— Nie jestem w błędzie — odpowiedziała Telie, smutno zwieszając głowę. — Kapitan będzie żałował, że nie usłuchał mojej rady.
— Dlaczego mam żałować, że idę za radą pułkownika? — zagadnął Roland. — Wytłumacz się.
— Więcej nie mogę powiedzieć, jak tylko tyle, że droga, prowadząca do Górnego Brodu jest niepewna.
— Jedźmy Rolandzie — zawołała zniecierpliwiona Edyta — nie traćmy próżno czasu i nie zważajmy na urojone obawy tej dziewczyny.
Orszak wyruszył. Telie, widząc że na przełożenie jej nikt nie zważa, puściła się tąż samą
Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/61
Ta strona została skorygowana.
— 51 —