Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/73

Ta strona została skorygowana.
—  63  —

bezpieczeństwie. Roland jechał tuż za nią obok obcego, który był kapelanem osady w sąsiedztwie położonej i nazywał się Patrik Colbridge.
W ciągu jazdy Colbridge opowiedział dokładnie Forresterowi o spotkaniu swojem z Indyanami. Z całego zachowania się kapelana widać było, że dzicy przestraszyli go do najwyższego stopnia i że w razie spotkania się z nimi nie można było wcale liczyć na jego ramię. Naraz Telie, która dotąd z zupełną pewnością prowadziła gromadkę podróżnych zatrzymała się, a na twarzy jej widać było wielkie zakłopotanie.
I w istocie miała do tego ważny powód. Dotąd jechali swobodnie pomiędzy drzewami i jakkolwiek droga nie była oznaczona, jednakże można było kierować się dobrze i jechać swobodnie; lecz teraz las zaczął się coraz bardziej zgęszczać. Liczne bagna, gęste zarośla i strome urwiska utrudniały pochód, a częste skręcanie się w prawo i w lewo dla omijania tych przeszkód, czyniło niepodobnem zachowanie wytkniętego kierunku, jaki sobie Telie obrała. Roland spostrzegł wahanie dziewczęcia, poskoczył więc ku niej i zapytał:
— Czy zbłądziłaś, Telie?
— Jestem w najwyższym stopniu przerażona — odpowiedziała przewodniczka — dawno już powinnibyliśmy natrafić na ścieżkę, wiodącą do Niższego Brodu, która mi jest dobrze znana; lecz te bagniska i wąwozy tak mi pomieszały w głowie, że nie wiem wcale gdzie się znajdujemy.
Słowa te przeraziły kapitana, który dotąd był