gał powietrze i zachowywał się tak, jak gdyby wiedział, że bezpieczeństwo sześciorga ludzi na nim spoczywa. Za nim posuwała się lekko długa postać myśliwca, który wbrew swemu zwyczajowi porzucił zwykły chód ciężki i wlokący się i szedł z głową wzniesioną w górę, krokiem rączym. Dochodził on właśnie wierzchołka wzgórza zupełnie pozbawionego drzew, gdy Cukierek stanąwszy na szczycie nagle zatrzymał się, przycupnął do ziemi i lekkim ruchem ogona zawiadomił swego pana, że Indyanie znajdują się w blizkości; poczem legł na ziemi jak martwy bez najmniejszego poruszenia. Natan zatrzymał się także i dał znak towarzystwu, aby stanęło. Kwakier z niezmierną ostrożnością posunął się na wierzch wzgórka, a zaledwie na nim stanął, padł w mgnieniu oka na ziemię, dając tym sposobem znać Rolandowi, że niebezpieczeństwo jest bardzo blizkie.
Bez zwłoki kapitan spełnił poprzednie polecenie myśliwca i szybko w przyległych zaroślach ukrył swe towarzystwo, z kryjówki swej jednak mógł dojrzeć co robi Natan. Widział on dobrze, jak kwakier nie powstając z ziemi czołgał się jak wąż od drzewa do drzewa na brzuchu, aż dopóki nie dosunął się do najwynioślejszego szczytu pagórka, skąd mógł wygodnie obserwować las za nim położony. W tej pozycyi pozostał przez kilka minut, które Rolandowi wydawały się wiekiem. Nie mogąc pohamować dłużej swej ciekawości, kapitan oddał murzynowi swego konia do
Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/86
Ta strona została skorygowana.
— 74 —