Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/94

Ta strona została skorygowana.
—  82  —

a z daleka dolatywał huk gromu, zapowiadający nową burzę. Rolanda przejmowała obawa, ażeby Natan pomimo znajomości puszczy nie zabłąkał się w ciemnościach, ale myśliwiec postępował naprzód pewnym i szybkim krokiem, wyrażając się przytem z pogardą o niebezpieczeństwach i przeszkodach i zapewniając, że okolicę tę zna tak dobrze, jak własną kieszeń.
— Gdy pierwszy raz tutaj przybyłem — mówił — zbudowałem sobie małą chatkę, ale Indyanie spalili ją i gdyby mnie był Cukierek dość wcześnie nie ostrzegł, byłbym się upiekł w płomieniach. Bądź spokojnym bracie, prowadzę cię jak najlepiej środkiem tych zarośli, a pierwej niż przypuszczasz, znajdziesz się przy brodzie w gronie swych towarzyszy.
Słowa te wpłynęły uspakajająco na strwożonych podróżników, a że las zaczął się przerzedzać i ścieżka nieco rozszerzyła, Roland korzystając z tego, podjechał bliżej ku Natanowi i zawiązał z nim rozmowę, spodziewając się dowiedzieć dokładniejszych szczegółów o losach tego człowieka, od którego doznał tyle usług w tak krótkim czasie. Kwakier jednak nie okazywał wielkiej chęci do wywnętrzań się i zwierzeń, a Roland zaledwie dowiedział się o jego życiu następujących szczegółów.
Kiedy Natan przybył do Kentuky, budował sobie z kolei kilka chatek, z których go raz za razem wrogie pokolenie Osagów wypędzało. Znużony tymi napadami, zmordowany ustawicznem