Leciała, leciała,
Biała gęś leciała, —
Powiedz mi dziéweczko,
Jeślibyś mię chciała?
Jaćbym ciebie chciała,
Gdybym jeno śmiała,
Gdybym od rodziców
Pozwolenie miała.
Moja matka mi nie da,
Mój ojciec mi pogroził,
A jam się ulękła,
By mi co nie włożył.
Leciała, leciała
Biała gęś bez Wiedzień, —
Skazał mi mój miły
Na stokroć dobry dzień.
A jam mu skazała
Wszystkie ciemne nocy,
W które mię uwodziły
Twoje czarne oczy.
Leciała, leciała
Biała gęś bez morze, —
Już tobie dziéweczko
Żaden nie pomoże.
Prosto mego okieneczka
Wyrosła mi jabłoneczka.
Bialusinko zakwitała,
Czerwoniuśkie jabłka miała.
Ach któż mi ich będzie zbierał,
Gdy się mój miły pogniewał?
Pogniewał się, nie wiem o co,
Chodził do mnie, nie wiem po co.
Chodził, chodził po wianeczek,
Jak mój miły kochaneczek.
Księżycu, co świécisz
Podczas nocy ciemnéj?
Nie świéć mi, świéć temu,
Komuż jest przyjemny.
Odwróć swe promienia
A będę szczęśliwa,
Gdzie kochanek luby
Spokojnie spoczywa.
A gdy go zastaniesz
Przy rywalki łonie,
Powiedz żeś mnie widział
Biedną tu w téj stronie.
A gdy cię się pyta,
Gdziem ja cię widziała,
Powiedz: tu, gdzie twoje
Przysięgi słyszała.
A kiedy odrzuci
Twoje napomnienia,
Przestań w ten czas świécić,
Zakryj swe promienia.
On z rywalką moją
Pieści się i ściska,
Mnie w nadgrodę czucia
Łzy z oczu wyciska.
Kiedy mi go kochać
Już wolno nie będzie,
Wspominać go będę
I uwielbiać wszędzie.