Ziółkam ja zasiała,
Zielone mi zeszło:
Sama nie wiem, moja matko,
Czemuż mnie tak tęskno.
O tęskno mnie, tęskno
Bez kochanka mego,
Ześléj mi go, dobry Boże,
Ty wiesz dobrze kogo.
Ześléj mi go, ześléj
Do mojego domu,
Niechże mi się rozweseli
Serduszko ku niemu.
Przyjdę ja do domu,
Choćby do zakonu,
Przemówiłabym słoweczko,
Ale nie mam komu.
Przemówiłabym słówko,
Przemówiłabym i dwa,
Ale się mój kochanek
Bardzo na mnie gniewa.
Żaden mi nie winien
Jak moje kamradki,
Bo one mnie obmówiły
U téj jego matki.
Pan Bóg wam to zapłać,
Moje kamradeczki,
Boście wy mnie uszczypiły
Jako jaszczureczki.
Nie tak jak jaszczurki,
Ale jako żmije;
Już ten mój kochaneczek
Już jedzie do innéj.
Jedzie pod mém oknem
Po ojcowém polu,
Aże mi się serce kraje
Od wielkiego żalu.
Zielonom zasiała,
Zielono mi zeszło,
Żaden tego nie ma wiedzieć
Jak bez kogo mnie tęskno.
O tęskno mnie, tęskno
Bez kochanka mego,
I mi nie ma kto pokazać
Chodniczka do niego.
Mamcić ja chodniczek
Między obilami;[1]
Ojciec, matka tego nie wie
Co jest między nami.
Mamcić ja chodniczek
Między poganeczką,[2]
Żaden tego nie ma wiedzieć,
Co ja z kochaneczką.
Siałem proso na zawrociu,
Nie będę go żąć;
Piękne dziewczę miłowałem,
Nie będę go mieć.
Siać, nie żąć,
Miłować, nie wziąść, —
Siałem, nie żąłem,
Miłowałem, nie wziąłem.