Tam nad młynem pod jasieniem
Na wysokiéj stronie,
Ślubiła mi ma dziewczynka
Wierne miłowanie.
Wianek uwity,
Piestrzeń złocisty
Od niéj dostałem, —
Przecię dziéwczę nie wziąłem.
Ustam, jako z maku kwiecie,
Gębiczkim jéj dawał,
Tylko jako łabęt byłem,
Z wieczoram jéj grawał.
Miłością pałałem,
Kędym chodził wzdychałem,
W nocy nie spałem,
Przecię to dziéwczę nie wziąłem.
Rano wczas niż dzwonik cynkał
Wcześnie na klękanie,
Szedłem, abym ptaków słyszał,
Ranne radowanie.
Szedłem za lasem, —
Ale, ach, co ujrzałem?
Cały struchlałem,
Więcéj to dziéwczę nie chciałem.
W roślinach tam, w wierzbach gęstych
Dziéwczę z innym stało;
On ją trzymał, ściskał, całował,
Dziewczę się jeno śmiało.
Ja potém zawołałem,
Darmo w nocy nie spałem,
Siałem, nie żąłem,
Miłowałem, nie wziąłem.
Choćby mi grała
Z Krakowa muzyka,
Trębacy mi trąbili,
Toćby oni mnie
Tego mego serca
Nie rozweselili.
Matuchno ma, śpicie,
O tém nic nie wiécie,
Iż dziś moje wesele;
Gdyby tak wstali,
Toćby rozweselili
Smutne serce moje.
Już cztéry niedziele,
Jak się z nią pogniewał,
O téj jéj niemocy
Wcale nie wiedział.
Wczora o północy
Przyszła do niemocy, —
Pan Bóg wie, czy będzie
Jeszcze chodziła.
Powiedz mi, ma miła,
Co ciebie boli,
Poślę po doktora.
O boli mnie serce,
Głowa, nogi, ręce,
Pan Bóg wie, czy będę
Jeszcze chodziła!
Jak ciebie, ma miła,
Pan Bóg powoła,
Tobie piękny pogrzeb
Ja wystroić dam;
W wszystkie dzwony dzwonić,
I na trąbach trąbić,
Ciało twe do grobu
Zaprowadzić dam.