We Wrocławiu na ryneczku
Stoją wojacy;
Są oni tam postrojeni
Wszyscy jednacy,
Są oni tam rozmaici
Samotni, żonaci, —
I miłują szwarne dzióchy
We dnie i w nocy.
A jach téż jedną obrał
W mieście na farze,
A ona się nauczyła
Grać na gitarze.
Kiech ja do niéj chodzował,
Winkom z sobą nosował,
Po maluśko, po cichuśku
Drzwiczkim otworzył.
A kiedym szedł do swéj miłéj,
Już północ była,
I nie mógłem do niéj trefić,
Bo nie świéciła.
Alech burzył: Ma miła,
Otwórz, otwórz, bo zima,
Jeźliby mię nie ogrzała
Twoja pierzyna.
— — — — — —
— — — — — —
A jak ja cię w ogródeczku dopadnę,
A toć ja ci twój wianeczek ukradnę.
A jak mnie ty mój wianeczek ukradniesz,
A toćci ty na wojence upadniesz.
Wezmę ja se piastuneczkę albo dwie,
A ty musisz gwerem ciepać na wojnie.
A jakci mnie na wojence zabiją,
To mnie czerwona kitelką przykryją.
A jakci mnie z tego miasta powieżą,
Wszystkie panny i panicze pobieżą.
A jakci mnie do grobu będą kłaść,
Wszystkie dzwony i organy będą grać.
A jakci mnie do grobeczka położą,
Wszystkie dzwony i organy zawieszą.