Oczy, oczy czarne
Coście mi niewierne?
Mnieście bardzo skłamały,
Żeście mnie i innego,
Żeście do domu swego
Jedną dobą puszczały.
Smutnie ku domu kroczę,
Chodnik łzami moczę;
Miesiąc nań już nie świéci,
Świéci tylko na gaju,
Na grób mego raju,
Ach mój żal więc nie ocuci.
Zaletki moje
Na cóż mi wyszły?
Opuścił mię
Mój najmilszy
A do innéj myśli.
Choć mię opuścił,
Ale we cnocie,
Nie zostawił mię
Mój najmilszy
W żadnéj sromocie.
W żadnéj sromocie
Ani we złości,
Jeno w złém ludzkiém
Obgadaniu,
A w swej niestałości.
Przychodził do mnie
I namawiał mię:
A ty moja
Najmilsza
Spuszczaj się na mnie!
Jam się spuszczała,
Bo on mię kochał,
Tegom w życiu
Nie myślała,
Coby mnie poniechał.
Ale nic niedbam,
Bo inszego mam;
Jeno mi tego
Ze serca żal,
Co mi przemawiał.
Nad strumykiem żywéj wody,
Gdzie się pasą liczne trzody,
Gdzie liczna rośnie drzewina,
Siedziała biedna dziewczyna.
Tam żałosnym bardzo głosem
Nad nieszczęśliwym swym losem,
Na serca swego okowy,
Narzekała temi słowy:
Czemuż ja zdrajcy żałuję?
Co niedoli méj nie czuje,
Co go miłość ma nie wzruszy,
On nie ma serca ni duszy.
Może jeszcze która płocha
Wierzy jemu, że ją kocha!
Kto poczciwy, niech jéj radzi,
Bo on ją zapewne zdradzi.
Skoro tylko miłość wznieci,
Zaraz do innéj poleci.