Jeszcze do boru nie doszła, —
Już idą za nią trzy posła.
Wróć się, miluśko, do domu,
Już go powiezą do grobu.
Ona idzie a płacze,
Załamuje swe ręce.
Zostawiłeś mnie w żałobie,
Rok i sześć niedziel od siebie.
U mojéj matki rodzonéj
Wyrósł tam jawor zielony,
Pod jaworem łóżeczko,
Leży na niém serdeczko.
Leży, leży i choruje.
Do swéj kochanki wskazuje:
Przyjdź, ma miła, przyjdź ku mnie,
Urwij ziółka, lekuj mnie. —
Już przyszła zima, tęgi mróz,
I zmarzły ziółka dawno już. —
Idź ty, kochanko, do gaju,
Tamci znajdziesz je w Dunaju. —
Jeszcze do gaju nie doszła,
Już ona dostała pisma:
Wróć się kochanko, do domu,
I prowadź serce do grobu.
U mojéj matuchny rodzonéj
Stoi jawor zielony.
Pod tym jaworem łóżeczko,
Leży na niém serdeczko.
O leży, leży i choruje,
Do swéj miłéj wskazuje:
Oj, moja miła, przyjdź do mnie,
Urwij ziółka, uzdrów mnie.
Jasiu, Jasiu, zima mróz,
Zmarzły ziółka, niemasz ich już.
Idź, ty miła, jeno do raju,
Tamci ziółka pewno dodają.
I jeszcze do raju nie doszła,
Już ją gonią dwa pisma:
Wróć się ty, miła, do domu,
Schowaj Jasinka do grobu.
O Jasiu, Jasiu, kléjnocie,
Chodziłam se we złocie,
A teraz muszę w żałobie
Płakać rok na twoim grobie.