Od Izbicka[1]
Woda ciecze, —
Cóż tobie, kochanku,
Matka twoja rzekła?
Choćby mi co rzekła,
Ja się nie boję,
Mam ja szablę ostrą,
To ja się obronię.
Ta moja szabliczka
Dobrze ubruszona,[2] —
Ty, moja kochanko,
Jużeś odmówiona.
Kiedyś odmówiona,
Niechajże cię mają,
Niech cię szczérze kochać
Nigdy nie przestają.
Niechże cię kochają,
Ale jeno w nocy,
Coby nie widziały
Tego moje oczy.
Jakby moje oczy
Kochać cię widziały,
Nigdy we dnie, w nocy
Płakać nie przestały.
Winszuję ci dobrze
Wszystko na tym świecie,
Ale moje serce
Z piersi żal wygniecie.
Ach Boże, mój Boże,
Coć mi się źle wiedzie,
Iżem nie posłuchał
Tatuliczku, ciebie!
Gdybym ja był słuchał
Swego tatuliczka,
Nie błyskałaby się
Przy boku szabliczka.
Szabliczka bruszona —
To jest moja żona,
Ona się wyrąbie
Między Francuzoma.
Ona się wyrąbie,
Ona się wysiecze,
Mój koniczek bronny
Do pola uciecze.
Za tym Rudzkim[3] kościeliczkiem
Jest wokoło czarny las,
Jam się nie myślała
I nie dowierzała,
Iż mój miły przyjdzie zaś.
Nie przyszedł, ale przyjechał
Na swym bronnym koniczku,
A przypina sobie,
A przypina sobie
Na lewy bok szabliczkę.
Jak sobie szablę przypiął,
Na swą miłąć wspomniał,
Aż jego koniczek,
Ten bronny szymliczek
Żałośnie pod nim zarżał.
Zarżéj, koniczku, zarżéj,
Bez[4] to pole jadący,
Aże mnie usłyszy
Moja kochaneczka
Przed swym domem stojący.