Gdybym wiedział, gdzie me pocieszenie,
Jechałbym ja choćby o trzy mile
Pod jéj okieneczko,
Pocieszyć jéj serdeczko.
Jak przyjechał, pod jéj okieneczko,
Zaklepał on: Śpisz ty, kochaneczko?
O śpisz ty, czyli czujesz,
Czy mię już nie miłujesz?
A ja nie śpię ani téż nie czuję,
Ani ciebie, synku, nie miłuję,
A ja nie śpię, nie czuję,
Ciebie już nie miłuję.
Gdybym wiedział, iż cię nie dostanę,
Zrobiłbym ja swemu sercu ranę;
O szedłbym ja do klasztora
Uczyć się za patera.
Jak ja będę piérwszą mszę odprawiał,
Będę twoje serce naruszował;
Przyjdźże, dziócho, pociesz mię,
Bo cię kocham serdecznie.
Cóżbym ja ciebie cieszyć chodziła,
Gdybym ja o tobie nie myślała?
Ty masz w garści brewiarz,
Ty z pannami nic nie masz.
Czemużci mi, moja matko,
Dali czarny habit szyć?
Ja do klasztora nie pójdę,
Bo ja panną nie chcę być.
Bo w klasztorze, mocny Boże,
Trzeba bardzo wczas wstawać;
Już o drugiéj po północy
Trzeba godzinki śpiewać.
Wlézę na chór, spojzdrzę na dół,
Widzę swego miłego,
Książeczki mi z ręki lecą,
Kieby jako do niego.
Wlézę wyżéj, spojzdrzę niżéj,
Ujzdrzę swego drugiego,
Aże mi się serce kraje
Od miłości do niego.
Zlézę z chóru kole muru,
A tam mnie nadszedł ksiądz:
Miły księże i fararzu,
Z moim miłym mnie dziś zwiąż!
O panienko ty klasztorna,
To nigdy być nie może,
Bo się żadna panna z chóru
Więcéj wydać nie może.