Żadnemu się nie dziwuję,
Jak samemu sobie,
Wszystkie insze ja opuścił,
A uwierzył w tobie.
Będę ja na cię narzekał,
Jak cię nie dostanę,
Wyrobiłaś w sercu mojém
Bardzo wielką ranę.
Téj mi żaden nie zagoi,
Tylko twoja szczérość;
Gdyby nam się powróciła
Nasza piérwsza miłość.
A cóż to jest złego kochanie,
Gdy z prawego serca powstanie?
Tylko ci, co szczérze miłują,
Od prawéj miłości poczują.
Czynią mi zarzuty ojcowie,
Prześladują mię téż bratowie,
Że już w mym wieku zaczynam,
Dobre sobie dziéwczę obieram.
Ja zaś za mą czujność nie mogę,
Chociaż ją zaś téż przemogę;
Jak cię skoro, dziéwczę, poznaję,
Serce albo koszyk ci daję.
Chcesz mię, dziéwczę, prawie miłować,
Musisz ze żadnym innym nie gadać;
Jak mnie skoro w sercu swém nosisz,
Zaiście się k’innym nie głosisz.
Bo jak się tego doświadczę,
Innego przy tobie zobaczę,
Już ja więcéj k’tobie nie idę,
Do rodziców twoich nie przyjdę.