Boże, Boże najmilejszy,
Nie ma jak to saméj spać,
Nie ma mnie kto ze snu przebudzować,
Mogę ja se rano wstać.
Rano, rano, raniusinko
Miła z izby wychodzi;
Ogląda się z téj strony na drugą,
Gdzie się miły przechodzi.
Przechodzi się po berlińskim moście,
Szablą się szurmuje;
Ogląda się z téj strony na drugą,
Gdzie się miła sznuruje.
Sznuruje się jedbawną wstążeczką,
Łzy jéj z oczu kapają,
Ociera je bieluśką chusteczką,
Rączki se podawają.
Berlin, Berlin, malowane miasto,
A któż mi go malował?
Któżby inszy? ten mój najmilejszy,
Co mnie wiernie miłował.
Miłował mnie ze swéj poczciwości,
Z wieczoreczka do rana;
Prosił mnie o mój wianek zielony,
Alech mu go nie dała.
W tym blasku kwiecia błoń,
Dokoła dźwięk i woń,
Śmiech koło mnie;
Tylko w mém sercu nie,
Dusza ma znać nie chce,
Ach bo już nie macie
Lubéj dla mnie.
Nie dla mnie ptasząt śpiéw,
Ani zefirów wiéw,
Ani maj drzéw;
Kiedym szedł z tobą w błoń,
W méj ręce czuł twą dłoń,
Rwał kwiaty na twą skroń,
Tęskliwym był.