Mój paciérz zawsze brzmiał,
By ci Bóg szczęścia dał,
A tegom chciał;
Stwórca wysłuchał mnie,
Widząc w mém oku łzy,
Przez nie szczęśliwaś ty,
Ale ja nie.
Oprócz twych pięknych lic,
Nie mam we świecie nic,
Droższego nic;
Chciałem wraz z tobą żyć,
Z jednego źródła pić,
Los to zazdrościł mnie
I wydarł cię.
Czy mnie nie wolno żyć,
O twojém szczęściu śnić,
Szczęśliwym być?
Jakem pierś matki ssał,
I świat za ojca miał,
Ciebie jak Boga chciał
Kochać i czcić.
Gdy skłonisz białą dłoń,
Zaś usta twoje skroń
Ku piersiom twym:
W ten czas ja paciérz ślę,
Dozwól, ach dozwól mnie
W rozkoszném tchnieniu tém
Umrzéć tym snem.
Bez mój ogród
Ciecze woda,
Mianuje się Bystrzyca;
Wkradłaś mi się,
Moja kochaneczko,
Wkradłaś mi się
Do serca.
Ja, do serca,
Do serdeczka mojego,
Nie mogę cię zapomnieć;
Musiszci ty,
Moja kochaneczko,
Musiszci ty
Co umieć.
Zapomniał ja matkę
I całą rodzinę,
Zapomnię téż i ojca,
Jeno ciebie,
Moja kochaneczko,
Nie zapomnę
Do końca.
A w ogrodzie przy wodzie,
Przy wysokim jaworze,
O wisi tam mój wianeczek
Z czerwonéj róży.
A wyleciał ptak z goja,
Wziął wianeczek z jawora:
O jużci, ty dziewucho,
Musisz być moją.