A ty moja kochanko,
Czy mnie już ty to nie znasz?
Iż ja stoję z koniem
Przed tym twoim domem,
Ty mi nie otwierasz.
Jedź już kochaneczku,
Jedź już ty z Bogiem!
Boć ja już tobie,
Boć ja już tobie
Otworzyć nie mogę.
Wyjechał pan na poleczko,
Spotkał pannę Zosineczkę,
I zawiózł ja do rodziny,
do swéj matki, do jedynéj.
Moja matko, ja cię proszę,
Wychowaj mi moję Zosię
Jak do roczku, do siódmego,
Do przyjazdu, do mojego.
Siódmy roczek już nadchodzi,
Już się Zosia za mąż godzi.
Pan Dąbrowa z wojny jedzie,
Trzysta koni z sobą wiedzie.
A do doma przyjechawszy,
Po pokojach poglądawszy:
Moja matko, ja cię proszę,
Wydajże mi moją Zosię!
Wydałam ją za innego,
Za trębacza królewskiego. —
A dajcie mi te piszczele,
Pójdę jéj grać na wesele.
Nie chódźże tam, bobyś zdradził,
Weselebyś rozprowadził.
Matulinko, nie na zdradę,
Do Zosiuni na biesiadę.
A stanę ja w końcu stoła,
Zobaczy mnie Zosia moja;
Zosia także zobaczyła,
Przez trzy stoły przeskoczyła.
Witajże, panie Dąbrowa,
Siedem lat mnie boli głowa,
Dopiéro mi wyszumiała,
Jakem ciebie oglądała.
Już to mija siódmy roczek,
Jedzie z wojny kochaneczek.
Przyjechałci do karczmyska,
A tam piją żołnierzyska.
Siedzi Kasia za stołami,
Pije piwo z wojakami.
Kasia Jasia zobaczyła,
Cztéry stoły przeskoczyła;
Piąty nóżką obaliła,
I te słowa przemówiła:
A witajże, mój najpiérwszy,
Wszakciś mi ty był najmilszy.