Zachojnęła gałązeczka
Z jałowca;
Przecię wolę młodzieniaszka
Niż wdowca.
Boć u wdowca, boć u wdowca
Dziatki są,
Młodzieniaszek jako ptaszek
Tylko sam.
Bo za wdowcem drobne dziatki
Płakały,
Bodajbyśmy takiéj matki
Nie znały.
Miałach ja miłego cztéry lata,
Jak przyszło na piąty, to mię niechał.
Studzienna wodziczka, studzienny las, —
Jeźli będzie dobry, przyjdzie on zaś.
Jak przyszedł pod moje okieneczko:
Stańże a otwórz mi kochaneczko;
Rodzice rostomili marnoście mię ożenili,
Marne to było ożenienie, z moją miłą rozłączenie.
Z tą długo żyć ja nie mienię,
Bo ja jeno ojcowską wolę czynię:
Kiedyś mi nie była za żeniczkę,
Proszę cię, byćże (bądźże) mi za druchneczkę.
Nie możnaby mi było do kościoła iść,
Ani ci na głowę wianeczka włożyć;
Ale ja pójdę do kościoła,
Będę ja prosić Pana Boga:
Aby ci Pan Bóg szczęścia nie dał,
Iżebyś z młodych lat chleba żebrał,
Chleba żebrał, z laską chodził, —
Za to, syneczku, żeś mię zwodził.
Puk, puk, puk, puk w okieneczko,
Otwórzże mi kochaneczko!
A jabym ci otworzyła,
Gdybym ja tu sama była.
Ale ja tu nie jest sama,
Bo tu jest mój kochaneczek.
Bo tu jest mój kochaneczek,
Co przyjechał po wianeczek.
Po wianeczek po zielony
Z maryjanku uwiniony.
Z maryjanku zielonego,
W ogródeczku urwanego.
Ciężki, ciężki kamień młyński,
Jeszcze cięższy stan małżeński.
Bo kamień młyński ten utonie,
Stan małżeński nie zaginie.