Jużem jest opakowany,
Jeno gwer na ramię brać:
Czekajcie mnie, moi kamratowie,
Pójdę miłéj dziękować.
Dziękuję ci moja miła
Na tym tu nowym progu:
Jeśli ja się więcéj nie powrócę,
Oddaję cię tu Bogu.
Tę chusteczkę, coś mi ją dała,
Na połych ją rozerwał;
Ten zielony wianek, coś mi go uwiła,
Do serca go sobie schowam.
Była to między nami miłość,
Między nami obiema,
Trza się było wozić, moja kochaneczko,
I cztérma koniczkoma.
Miłowali my się oba
Jak dwa gołębie w parze,
A kto nas rozłączy, moja kochaneczko,
Tego Pan Bóg niech skarze.
Jenoch jednego braciszka miała,
Jeszczech ja go na wojenkę
Wydać musiała.
Pytam ja was się wielcy panowie,
Jeśliście wy nie widzieli
Braciszka mego?
Widzieliśmy go w mieście na błoni,
Roznoszą go kruki, wrony,
Bali gawrony.
Zaszła ku niemu siostrzyczka jego,
Pozbierała do fartuszka
Kosteczki jego.
I jak pozbierała i zazwonić dała,
Jak zazwonić usłyszała,
Zaraz zemdlała.