Moje pocieszenie
Modre oczy macie,
A ja was się boję
Że mię okłamacie.
Nie bój się, dziéweczko,
Mego okłamania:
Nie dałby nam Pan Bóg
Żadneg’ pożegnania.
Żadne pożegnanie
Na naszym stateczku,
Iżem ja okłamał
Chudobną dziéweczkę.
Chudobna dziéweczka
Nic inszego nie ma
Jak swoją poczciwość,
Gdy ją sobie chowa.
Jakci ja na wojnę
Precz pomaszeruję,
Komuż ja cię, ma kochanko,
Komuż cię zostawię?
Komużby inszemu,
Panu Bogu w niebie?
Ja za roczek albo za dwa
Przyjadę do ciebie.
Jeźli nie przyjadę,
To ci będę pisać;
Będziesz płakać, lamentować,
Ja nie będę słyszeć.
Nie będziesz, kochanku,
Nie będziesz słychował,
Iżech ja się w twojém sercu
Nie wiele kochała.
Ach kochali my się
Jak gołąbki w parze;
A kto nas rozłączy,
Tego Pan Bóg skarze.
Bo to jeden nie wie,
Co to paseruje,[2]
Kiedy się młodziéniec
Z panienką miłuje.
Będzie wojna, będzie,
I po świecie wszędzie,
A nie jedna matka
Syneczka pozbędzie.
Już ja wam dziękuję,
Wy kochane siostry,
Bo ja już iść muszę
Przez miecze ostre.
Już ja wam dziękuję,
Kochani bratowie,
Już na mnie celują
Francuscy katowie.
Już ja wam dziękuję,
Kochani rodzice,
Bo ja już iść muszę
Na saską granicę.