Ach w tę niedzielę utraciłam dukat,
Jak gdyby mi do Dunaju upadł;
A ty, syneczku, nie raduj się temu,
Bo się to może przydać i tobie samemu,
Jako mnie ubogiéj sierocie.
Gdybyś ty uboga sieroteczka była,
Tobyś ty pereł ze złota nie nosiła,
Bo ci jeszcze bieda nie doima;
Jak cię bieda dosiędzie,
Pszeniczkę się żąć będzie.
Na Laskowskiém polu
Łączka niesieczona,
Siedzi tam dziéweczka
Bardzo upłakana.
Stoi tam, stoi dziewczyna,
Krwawe łzy kapają,
Z białego kamienia
Róże wykwitają.
A któż ci to winien?
Laskowscy pacholcy;
Nie trza było pasać
Wołków z nimi w nocy.
Trza ci było pasać,
Ale wiedzieć jako;
Trza było odganiać
Od lasu daleko.
Wiela téj wełnianki
Na białej owieczce,
Tyla uczciwości
Przy każdéj dziéweczce.
Wiela téj wełnianki
Na czarnym baranku,
Tyla nieszczérości
Przy każdym kochanku.
Za naszą stodołą
Łączka niesieczona,
Siedzi tam dziéweczka
Bardzo zasmucona.
Siedzi ona, siedzi,
Krwawe łzy kapają,
Z białego kamienia
Róże wykwitają.
A któż ci to winien?
Kozielscy pacholcy,
Nie trza było pasać
Wołków z nimi w nocy.
O! trza było pasać,
Ale wiedzieć jako;
Trza było odganiać
Od lasa daleko.
Odganiałam ja
Na półtora pola,
A on za mną wołał:
Wróć się moja miła!
A ja nie wrócę,
Bo nie mam ku komu;
Utraciłam cnotę
Wianku zielonemu.