O ci górscy towarzysze
Bardzo popysznieli;
Siedmi ich się ożeniło
W jednéj kamuzeli.
Jeden przyszedł do drugiego,
Kamuzelę życzać:
Pożyczże mi kamuzelę,
Pójdę się zalécać.
Nie pożyczę kamuzeli,
Bo mi bardzo pilno,
Dziś pojadę na zalety,
Byłoby mi zimno.
Jeden idzie po ulicy,
Wstrząsa ramionami;
Ludzie myślą, iż on pyszny,
A on trzęsie wszami.
Nie myśli se o ubogiéj,
Jeno o bogatéj.
Chociaż galacisków[1] jego
Jeno same łaty.
Przyszło trzech złodzieji, stanęli,
Wleźli do karczmy, jedli, pili,
I dali sobie zagrać walca,
I ruszyli wszyscy do tańca.
Tańcuj, tańcuj, szynkierko tłusta,
Góra i komora już pusta.
Jaś na górę, Staś do komory,
Nasycili tam sobie wory.
Idźcie do stajenki kulbaczyć,
I nie dajcie się tam obaczyć,
A nie jedźcie téż gościńcami,
Jeno samemi dolinami.
Dla mnie siwego osiodłajcie,
W ciasnym wąwozie mię czekajcie.
Góra, stajnia, komora pusta, —
Tańcujże karczmareczko tłusta!
Źle ścielesz, dziéweczko,
Źle ścielesz;
Gdybyś była lepiéj słała,
Byłabyś téż tańcowała.
Źle ścielesz, dziéweczko,
Źle ścielesz;
Wiesi słomka pod kolanka,
Nie będziesz ty moja żonka.
- ↑ Spodnie.