Szła dziéweczka do gajeczka
Do zielonego,
Znalazła tam myśliwieczka
Bardzo szwarnego.
Myśliwieczek bardzo szwarny,
Czarne oczka ma,
A ta jego kochaneczka
Oczka uciera.
O cóż płaczesz, lamentujesz,
Ma kochaneczko?
Wypłakałaś swoje oczka,
Nie miałaś o co.
Jakożbym ja nie płakała
Swojéj urody,
Gdy ja miała złoty wianek,
Wpadł mi do wody?
Nie płacz dziéwczę, nie lamentuj
O ten wianek twój,
Mam ja jeszcze dwóch łabętów,
Popłyną ci poń.
Jeden mówi: Nie popłynę,
Nie umiem płynąć.
Drugi mówi: Ja popłynę,
Choćbym miał zginąć.
Łabęt płynie, wianek tynie[2]
Do samego dna:
Jużeści ty, ma kochanko,
Wianka nie godna.
Jam go godna, jam go godna,
Tyś go nie godzien,
Niemaleć to cztéry lata,
Jakeś mnie zwodził.
Jednego myśliwca cera
Karolinka miano miała.
Chodzili ku niéj myśliwcy,
Używać swéj rekreacji.
A ten jeden między nimi
"Oberjeger" się nazywał,
Z Karolinką spasował,[3]
Iżeby rad z nią sam szedł.
Do izdebki za nią poszedł,
Pistole tam leżeć nastał,
Karolince przemówił:
Jabym cię rad zastrzelił.
Ona na to nic nie rzekła,
Jezus Marya wyrzekła;
Trzy kroki uczyniła,
Zaraz na ziemię padła.
Tam było płaczu, lamentu,
O to przekrasne dziéwczątko;
Ojciec rękami łamał:
Boże, coś mi udziałał?
Łoni mi umarła żona,
A latoś zaś Karolinka:
Ach Boże mój, Boże mój,
Cóżeś mnie ty uczynił!