Idzie myśliwieczek, po lesie poluje,
A gdy nic nie znalazł, bardzo się frasuje:
Cóż to jest, mój wieczny Boże?
Zwierzyny nie zabić, to być nie może.
A tak szedł po lesie już z drugiego końca,
Tam trafił dziewczynę nad rzéką a śpiąca;
I stoi i upatruje, by jéj snu nie przerwał,
Na to zważuje, z fuzyi nie strzelał.
Dziewczyna się budzi, spojzdrzała na niego,
Do niego mówiła: "Cóż to takowego?
Cóż stoisz? Co za przyczyna?
Widzisz, żem nie liszka, tylko dziewczyna!
Dziewczyno, dziewczyno, spodobanie w tobie,
Gdybyś mnie przyjęła ku swojéj osobie. —
Idź mi precz, nie bądź mi katem,
A nie rób mi wstydu przed całym światem.
Ukazał jéj piestrzeń: „I ten dałbym tobie,
Gdybyś mnie przyjęła ku swojéj osobie. —
Czyń co chcesz, powiem każdemu,
Żeś ty jest przyczyną smutkowi memu.
Chodzi tam myśliwiec, po lasach poluje,
I nic nie znalazłszy wielce się frasuje:
Co to jest, o mój mocny Boże?
Bym był bez zwierzyny? to być nie może!
Krzyknął na psy gończe: Ochotnie biegajcie!
A gdy co zwietrzycie, głosu dodawajcie!
Psy chętnie, wnet głos dawają,
I na jedném miéjscu naszczekiwają.
I bieży myśliwiec na swoje psy gończe,
Znalazł tam dziewczynę na murawie śpiącą;
I stoi i upatruje,
By snu nie przerwał, to obserwuje.