A ja nie jest żaden szelma,
Jeno godnéj matki syn;
Kieby mi to inszy rzekł,
Tobych mu się postawił.
Siedm lat jużech u was był,
A nicech wam nie stracił,
Jeno jeden zaluczniczek,[1]
A tenech wam zapłacił.
Siedm lat jużech u was był,
A nicech wam nie ukradł,
Jeno jednę gomołeczkę,
Jeszczech z nią z góry padł.
Siedm lat jużech u was był,
Niceście mi nie dali,
Jeno starą kamuzelkę,
A o niąście płakali.
Jach jest synek poczciwy,
Żaden na mnie nic nie wie,
Jeno wasza Karolinka,
A ta na mnie nie powie.
A jeśli chce powiedzieć,
To powiedzieć może,
Bo mnie sama wodziła
Na to swoje łoże.
Chłopekci ja, chłopek,
Wesół w polu orzę,
Wszystko mi się dobrze dzieje,
Chwała tobie, Boże.
Nie boję się pana,
Ani ekonoma,
Odrobiłem mu pańszczyznę,
Będę robił doma.
Odrobiłem pańskie
Parę dni na daléj,
Lubi mię za to pan pleban,
I ekonom chwali.
Mam parę koników,
Cztéry wołki w pługu,
Chałupeczkę malusienką
Bez wszelkiego długu.
Mam parę chłopaków,
Raźne dwie dziewczęta,
A kto tylko na nie spojrzy,
Myśli, że panięta.
I mam téż do tego
Ulubioną żonę,
Nie dbamci ja o majątek
Ani o koronę.
Za pałac bym nie zamienił
Méj ubogiéj chatki,
Bo się w niéj mój ojciec rodził,
Ja i moje dziatki.
Zagram przy niedzieli
Skrzypek, choć fałszywy,
Często się człek rozweseli,
Choć mało szczęśliwy.
W karczmiem nic nie winien,
Chociaż i w niedzielę
Piwkiem kogo poczęstuję
I sam se podchmielę.