Poszła panna po wodę,
Miała piękną urodę.
Wyjechałci pan,
I stłukłci jéj dzban.
Moja panno, nie płaczże,
Bo ja ci dzban zapłacę;
Za zielony dzban
Talara ci dam.
I talara nie chciała,
Tylko o dzban płakała:
Mój zielony dzban,
Co mi go stłukł pan.
Moja panno, nie płaczże,
Bo ja ci dzban zapłacę;
Za zielony dzban
Konika ci dam.
I konika nie chciała,
Tylko o dzban płakała:
Mój zielony dzban,
Co mi go stłukł pan.
Moja panno, nie płaczże,
Bo ja ci za dzban zapłacę;
Za zielony dzban
Sam ci się oddam.
Chwała tobie z wysokości,
Żem dostała Jegomości,
Za zielony dzban
Dostał mi się pan.
Jechał pan na spacér
Drogą ku dąbrowy,
Nadjechał szwarną dziewczynę,
Zbierała jagody.
Zbieraj, dziéwczę, zbieraj,
Nie musisz się spieszyć;
Ciemna nocka z wieczoreczka,
Będziemy się cieszyć.
Skoro pan się wrócił,
Ona mu się skryła:
Ta zielona leszczyneczka
Ona ją zakryła.
Szukał on jéj, szukał,
Znalazłci ją zaraz,
Chycił ją za prawą rękę,
Ścisnąłci ją zaraz.
Niech mnie waćpan puści,
Niech mnie tak nie ściska;
Ciemna nocka z wieczoreczka,
Do dom mi się mieszka. —
Nie chódź, dziéwczę, nie chódź,
Bobyś pobłądziła,
Ciemna nocka z wieczoreczka,
Do dom nie trefiła. —